2011-05-14 rano
Sypialnia.
Wstałem rano, spojrzałem za okno i co… Mogłem się tego spodziewać – słońce.
Wszystkie ostatnie wyjazdy rozpoczynałem lub kończyłem w deszczu albo jedno i drugie. Więc już przyzwyczaiłem się. Ale tego się nie spodziewałem. Dlaczego do diabła nie pada? Stoję przed oknem zdruzgotany i chyba nie wiem co czynić dalej.
Idę do kuchni.
Kuchnia.
Może skromny posiłek wzmocni motywację a przepływ życiowej energii z układu pokarmowego do szarych komórek podniesie moc obliczeniową jednostki centralnej - w konsekwencji znajdę rozwiązanie zaokiennego problemu.
A może zacznie padać…
Szefostwu z nad niebieskiego daję 15 minut na to, aby skorygowali to poranne niedopatrzenie.
Przez cały czas konsumpcji nie patrzę w okno - zaklinam w myślach deszcz. (patrz film „Człowiek, który gapił się na kozy” / „The Men Who Stare at Goats”). Ci, którzy go znają, będą wiedzieli o czym mówię.
Posiłek zakończony.
I co? I gó…!
Łysy jak świecił, tak świeci. Dobrze, że chociaż trochę chmur wokół niego.
Niewiele na to poradzę. Z ciężkim sercem zakładam ciuchy i pozbawiony wszelkiej nadziei na udany wyjazd, idę po motocykl.
Garaż.
Oczywiście Trampek wie co się święci na zewnątrz. Wchodzę do garażu - udaje, że mnie nie widzi. O rzesz ty w …
Wczoraj dostał pić do pełna – a gdzie wdzięczność.
Stoi oparty o lewą nogę, ze spuszczonym swoim cyklopim, jednym okiem. Patrzy na podłogę.
Nawet na niego nie mogę dzisiaj liczyć. Wszystko sprzysięga się przeciwko mnie.
Jeszcze chwila i depresja murowana.
Nie dam się. Trudno, przeciw wszystkiemu – jazda w drogę!
Droga.
A droga jak droga - czarna. Dziur jak gdyby przybyło. Chociaż tyle pozytywnych informacji.
Jadę.
[ img ]A to co? Toskania?
Z jednej zielono, żółto z drugiej odwrotnie. I gdzie tu sens. Przecież przez ostatnie pół roku było tak sympatycznie. Wszędzie szary kolor, no i może jeszcze trzy jego odcienie. A teraz … - szkoda gadać. Niech to …
Depresja już tuż, tuż.
Dotykam kieszeni, zdrętwiałem, , prawie tracę równowagę – prozac? Został w domu. Teraz to już naprawdę koniec. Co robić? Co robić?
Dalej.
Co było dalej popatrzcie sami. Proszę jedynie, kiedy będziecie chcieli komentować, te zdjęcia, weźcie pod uwagę mój stan psychiczny. W związku z tym, bądźcie łaskawi zamieszczać tylko pozytywne komentarze. Zrozumcie mnie i mój stan.
Jadąc, lubię zboczyć z zaplanowanej drogi. I tym razem nie jest inaczej.
[ img ]Klimaty typowe dla Jury.
[ img ][ img ][ img ][ img ]Dom na krańcu, niekoniecznie rozlewiska.
Pierwszy etap zaczynam od Fortu 44a.
[ img ][ img ]Stan odpowiedni do wieku. Widać coś się tutaj dzieje. Częściowo podniszczone, trochę zaniedbane. Mogłoby być to w lepszym stanie. Widać remont przerwano. Tak naprawdę, przecież to żadna pamiątka po Twierdzy Kraków.
Obiekty stanowiące ochronę dla miasta Krakowa i w ogóle dla południowo-wschodniej granicy monarchii austro-węgierskiej przed atakiem kolegów ze wschodu, chyba są warte tego, aby ktoś za kilkadziesiąt lat mógł je zwiedzać.
(A przy okazji, czegoś dowiedzieć się o historii swojego kraju.)
Myślę, że, są to obiekty stosunkowo mało znane mimo, iż leżą o rzut beretem, przepraszam, kaskiem od szlaków jury Krak-Częst.
[ img ][ img ]I jeszcze jeden – tym razem siedziba firmy.
[ img ]Kolejny fort przekształcony w hotel.
Fortów na razie starczy.
[ img ]Korzkiew - zamek rycerski zaadoptowany na hotel.
[ img ]Jeszcze nie w całości ale widać, że renowacja trwa.
[ img ]Mały relaks i uzupełnienie płynów.
[ img ]I ponownie lekko w bok.
[ img ][ img ]Kształty natury.
Chyba jestem głodny. Warto coś jeść?
Knajpa.
Przydrożna knajpa wygląda okazale. Nie wróży to nic dobrego. Alternatywy brak. Jednak muszę, przewód pokarmowy wszedł w obszar podciśnienia. To z kolei powoduje pojawienie się czerwonych plam przed oczami. Nie mówię, że nie jest to przyjemne. Wręcz przeciwnie…
Niestety dane przekazywane z błędnika wyżej, powodują zachwiania pozycji prostopadłej do podłoża.
Knajpa – o co się przyczepić? Kelnerka miła - niestety, wystrój w porządku, ceny umiarkowane. Jedzenie, no cóż na szczęście jadłem dużo gorsze. Nie działa to na mnie zbyt pozytywnie, przepraszam negatywnie. Nie jest dobrze.
Wszystko na ten temat?
Może zacznie choć padać. Wyglądam zza drzwi… Znów gó… Łysy śmieje się na tle niebieskiego.
Parking przed knajpą.
Trampek jak stał, tak stoi, idę w jego kierunku.
A Ty w tym fordziaku co taki zadowolony? Że co, że ciepło, że słońce i co z tego…
Q…a. Cały dzień wiatr w oczy. Dość tego. Jadę dalej.
[ img ]Tam na pewno będzie w porzo!
Tędy nie dam rady.
Kierunek dom.
I dojechałem.
Garaż.
Trampek do garażu. Teraz zostanie sam. Nic nie mówię na dowidzenia. Niech sobie przemyśli poranne zachowanie. Zresztą w czasie drogi też niewiele mówił, pomijając mruczenie, buczenie, czasami wściekłe wycie kiedy do trzewi strawa lała się przez w pełni otwarte gardziołka. Wie z kim ma do czynienia!!! Czuje mores przed właścicielem. Tak być musi.
Dom.
Nareszcie w domu. Żona mówi, że jutro ma padać … Co za ulga. I tego właśnie było mi trzeba. Żadne tam piwa, beery czy inne złotej barwy ciecze nie podbudowują nastroju jak takie wiadomości.
Podsumowując wyjazd jednym słowem – l i p a.
To tyle – szerokości życzę.