Nuda... Nic się nie dzieje... Nic... Zima...
W tych niesprzyjających motorowaniu okolicznościach przyrody postanowiłem popełnic małą fotorelację z sierpniowego, króciutkiego wypadziku w Bieszczady, w których to, wstyd się przyznać jeszcze nigdy nie byłem. Wyjazd miał byc w założeniu trzydniowy (wyjazd w piątek, latanie po zakrętasach w sobotę, powrót w niedzielę). Jak to bywa, rzeczywistość zweryfikowała plany- ostateczna data wyjazdu- sobota skoro świt.
Ten skoroświt , to jak sie okazało godz. 9-ta z minutami. Powrót jak juz pisałem miał nastąpić w niedzielne popołudnie, ale tak dobrze mi się jechało, a Solina, w której planowałem nocleg na jakimś kempingu, tak mi się zupełnie nie spodobała, ze względu na jej "kurortowość", oraz to, że pogoda robiła się coraz bardziej nieciekawa, stwierdziłem, że wracam do domciu. I tak trzymając się tego planu wróciłem ok 2-iej w nocy z soboty na niedzielę nawinąwszy na koła ok 1000 km.
oto trasa:
[ img ]Pierwszy postój wypadł przy torze "Kielce" w Miedzianej Górze, gdzie odbywały się wyścigi pojazdów jedynie słusznej marki :)
[ img ][ img ]W Busku dopadła mnie burza, którą przeczekałem na stacji benzynowej (niegodne fotki) a następnie przez Jasło ruszyłem zdobywać Bieszczady
okolice Dukli
[ img ][ img ][ img ]zaczyna być nierówno
[ img ]a tu droga prawdopodobnie do piekła, ponieważ kończy się u stóp wzniesienia (gdzieś w okolicach Komańczy)
[ img ]między Komańczą a Cisną
[ img ]poznałem nowego kumpla:)
[ img ]Cisna? (tzn. okoliczne górki)
[ img ]vis a vis Bieszczadów (i okolic)
[ img ]highway
[ img ]i landscapy tutejsze
[ img ][ img ][ img ]Terka
[ img ]panorama okolic Bukowca
[ img ]wiadomo
[ img ][ img ][ img ]Polańczyk
[ img ][ img ]Solina (a właściwie Jezioro Solińskie)
[ img ][ img ][ img ][ img ]Niestety, na tym kończy się fotorelacja, ponieważ:
a) wyczerpała się bateria w aparacie :(
b) niedługo później zaczęło robić się ciemno, a po ciemku zdjęcia i tak by nie wyszły :)
Tak więc przez Lesko, Rzeszów,gdzie poznałem następnego motozapaleńca z Malborka na najgłośniejszym Bandicie 1200 jakiego w życiu widziałem/słyszałem, z którym jechałem razem (a właściwie cały czas usiłowałem go dogonić) aż do Radomia, aby w środku nocy, cokolowiek zmoknięty i zmarznięty, we własnym domku wypić Leżajskiego Fulla, którego kupiłem w Wołkowyi z myslą o wypiciu go przed snem na kemipngu w Solinie
Trochę żałuję, że jednak nie zostałem dłużej, by zrobić więcej kilometrów wśród tych pięknych krajobrazów, ale dzięki tej wycieczce wiem, że wrócę tam jeszcze tej wiosny- może ktoś wybierze się tam ze mną?