Tatarska Jurta KRUSZYNIANY
(Dżennety Bogdanowicz)
Ponieważ pogoda w dalszym ciągu, jak na tę porę roku, jest dobra, postanowiłem nadal pozostać przy kierunku wschodnim i tym razem udałem się do niewielkiej wsi Kruszyniany. Wieś jest położona przy granicy z Białorusią (ok. 3km) i jest oddalona od Białegostoku o mniej więcej 50 kilometrów.
[ img ]Tym razem pojadę w sobotę i nie jakimś bladym świtem, tylko parę minut przed godziną 10-tą a dzięki temu zabiegowi pozwalam obeschnąć nawierzchniom dróg - mokrych po nocy. Temperatura jest całkiem znośna bo nieco przekracza 10 stopni. Na niebie trochę chmur, ale słoneczko przebija się przez nie bez problemów. Tak więc, nic tylko jechać! Samo miejsce jest już mi znane z poprzedniej wizyty, kiedy to razem z Elą przemierzyliśmy cały tatarski szlak a był to rok 2009. Wtedy jednak nie odwiedziliśmy Jurty i dopiero w tym roku docieram do niej aby skosztować specjałów tamtejszej kuchni oferowanych przez panią Dżennetę, właścicielkę tego obiektu.
To tyle tego nieco przydługiego wstępu i pora przejść do meritum sprawy. Jak już nadmieniłem, wyruszam przed 10-tą i kieruję się do drogi nr 50, którą to pomknę w stronę Ostrowi Mazowieckiej. Jedzie się całkiem całkiem, ruch taki sobie a pogoda w sam raz. Docieram do Ostrowi w której wypadnę na drogę nr 8 prowadzącą do Białegostoku, na której dla odmiany ruch jest całkiem spory. Po minięciu Ostrowi, pogoda nieco się psuje, niebo powoli zasnuwa się chmurami aby po chwili zasłonić całkowicie słońce, ale póki co deszcz się nie pojawia a droga nadal jest sucha. Gdzieś za Zambrowem widzę jak na środku jezdni leży całkiem spory przedmiot, wielkości skrzynki na owoce. Hamuję więc, zostawiam moto na poboczu i cofam się aby usunąć z jezdni tą zawalidrogę. Czekam na moment aż nic nie będzie jechało, i w końcu nadjeżdża duży ciągnik, którego kierowca widząc co zamierzam, zatrzymuje się i blokuje cały pas a ja spokojnie wyrzucam do rowu ten przedmiot, a jest to jakaś konstrukcja wykonana z tworzywa sztucznego. Po tym niespodziewanym przerywniku jadę dalej, dojeżdżam do Białegostoku, po minięciu którego nawierzchnia drogi staje się mokra, choć deszcz nie pada. Docieram do Supraśla i rozglądam sięga stacją benzynową żeby zatankować paliwo. I tu pojawia się problem, bo stacja jest ale świeżo zbudowana i jeszcze nie uruchomiona a innej nie ma! Zasięgam więc języka i jak się okazuje w kierunku w którym jadę stacji już nie będzie. Na usta cisną się słowa ogólnie uznane za obraźliwe, ale nie ma rady, w tył zwrot i jadę z powrotem do Białegostoku. Ten manewr to około 40 minut w plecy i dodatkowe kilometry. Po tej „karnej rundzie” docieram do Krynek z których już tylko 10 kilometrów do celu podróży.
Kilka słów o samych Kruszynianach. Wieś została założona w XVI w, a w marcu 1679 roku Jan III Sobieski nadał tą wieś ( jak i kilka innych) tatarom, którzy walczyli po stronie Polski w wojnie z Turkami. Tu także osiadł płk. Samuel Murza Krzeczowski, który to uratował życie królowi w bitwie pod Parkanami. Z kilkudziesięciu rodzin tatarskich jakie początkowo były tu osiedlone, w tej chwili ok. 33 osoby są wyznania muzułmańskiego. W wiosce znajduje się meczet ( kolejny jest w nieodległych Bohonikach) oraz stary cmentarz muzułmański tzw. mizar. Więcej informacji na temat tatarów możecie znaleźć między innymi na stronie:
http://www.kruszyniany.com.pl/ .
[ img ][ img ][ img ][ img ][ img ][ img ][ img ][ img ][ img ][ img ][ img ][ img ] W końcu jestem, parkuję moto na parkingu i udaję się na degustację. W środku sporo ludzi, sala wypełniona tak w 2/3-cich ale miejsca jeszcze są. Siadam i studiuję menu, do wyboru sporo dań a ja decyduję się na kołduny tatarskie z rosołem a na popitkę herbatę (wszelkie informacje o tym miejscu znajdziecie na stronie:
http://www.kruszyniany.pl/index.html ). Jedzonko jest super, a ja zaspokoiwszy głód udaję się na krótką wędrówkę po okolicy. Po wyjściu zaczyna padać deszcz, na szczęście niezbyt gwałtowny i długi, bo ustaje mniej więcej po kilkunastu minutach. W międzyczasie, uwieczniam na zdjęciach jurtę i podjeżdżam ok. 300 metrów do meczetu. Ponieważ w środku już byłem, więc tym razem ograniczam się do zewnętrznych oględzin, a zdjęcia ze środka zaprezentuję z poprzedniej wizyty w tym obiekcie.
[ img ][ img ][ img ][ img ][ img ][ img ][ img ][ img ][ img ][ img ][ img ]Po nieco ponad godzinie, wyruszam w drogę powrotną do domu. Wracam tą samą trasą, jezdnie po deszczu są oczywiście mokre, ale póki co nie pada i takie status quo trwa aż do Białegostoku, po minięciu którego pojawia się niewielki deszcz. O dziwo ale temperatura nieco poszła w górę bo wynosi 15 stopni, podczas gdy wcześniej było stopni 13. Gdzieś przed Ostrowią przestaje padać, a niebo wyraźnie się przeciera a jezdnia jest już sucha ( wygląda na to że tutaj po prostu nie padało). Do domu docieram już po zmroku po przejechaniu nieco ponad 600 km. Ponieważ jest ciemno za mycie, nieźle ubłoconego motocykla, wezmę się następnego dnia. Polecam ten kierunek, szlak tatarski jest całkiem ciekawy i wart przejechania. Ruch na tamtejszych drogach doprawdy niewielki a okolice interesujące. Podczas jazdy spotkałem kilku motocyklistów, w sumie około 8-miu maszyn.
Pozdrawiam Piotr